Podszedłem do włazu,
po czym wpisałem hasło. Rozległ się lekki szum otwieranych mas metalu,
znalazłem się w środku. W pomieszczeniu drużynowym panowały pustki, jedynie w
dalekim kącie siedział Ranne. Pomachałem mu z lekkim uśmiechem, a on skinął
głową w geście pozdrowienia. Bez zbędnych słów skierowałem się w stronę pokoju
chłopaków i odkodowałem za pomocą odciska kciuka wejście.
Wewnątrz panował ruch
– Droxowie zmieniali kombinezony, znikali w łazience, po czym wracali czyści i
pachnący. Byliśmy po treningu przygotowującym do walk, czyli nazywanych wśród
nas Starć. Wszyscy padali ze zmęczenia. Ćwiczyliśmy zręczność i wytrzymałość.
Codziennie, od dwóch tygodni, dwie godziny zajęć zwalających z nóg.
Wytrzymywałem dzięki specjalnym odżywkom, które każde z nas otrzymywało
wieczorem na stołówce. To z ich pomocą lepiej się pracowało na lekcjach.
Podszedłem do swojego
łóżka, nie odzywając się do nikogo. Nikt
nie rzekł też słowa do mnie. Nie mieliśmy na to siły. Jak dobrze, że dzisiaj
będziemy już wolni.
Po ogarnięciu się,
skierowałem swoje kroki ku pomieszczeniu drużynowemu. Cała drużyna już się tam
zebrała, szykując się na przyjście Dreneryies. Usiadłem przy Sheppie i Mye,
Yavis i Owye znajdowali się na sąsiedniej kanapie. Panowała radosna atmosfera,
rozlegał się śmiech. Do czasu, gdy przyszła Przywódczyni, byliśmy radośni. Ale
po przyjściu dowódczyni, miny nam rzedły, aż w końcu zamilkliśmy wszyscy.
- Ostatnią walkę
wygrali Grabitty’owie, ci ukrywający. Więc oni pierwsi wystawili osoby biorące
udział w zbliżającej się walce. Jak wiecie, w Starciu może wziąć dwanaścioro
Mocnych naraz. Reszta Drużyny odpoczywa albo robi co chce. No wiecie… samowolka
– zaśmiała się dźwięcznie, po czym wyjęła z torby leżącej u jej stóp mały,
płaski komputer. – W tej walce raczej niczego specjalnego nie będzie. Sove nie
wysilił się, jeśli chodzi o naszych przeciwników. Chociaż… Czy ktoś wie, co
potrafi dziewczyna o imieniu Axen?
Postukała kilka razy
w ekran urządzenia, a następnie spojrzała na mały tłum przed sobą z
wyczekiwaniem w spojrzeniu.
- Ona chyba tworzy
ściany, które pokazują przestrzeń za nimi, ale bez tego, czego nie chce ujawnić
ta dziewczyna. Taka iluzja – Sheppa pierwsza odezwała się, chcąc być przydatną.
- Tak, tak, tak… -
rzekła w zamyśleniu Dren. – Ergowie już wystawili swoich, Arsivowie również.
Zostaliśmy my, bo ostatnią walkę przegraliśmy z kretesem. Tym razem nie
chciałabym, żebyśmy tozepsuli, bo wiecie, wstyd na całą Akademię!
Popatrywaliśmy na
siebie z niepewnością. Przywódczyni stała przed nami i drapała się po szyi w
zamyśleniu. Zastanawiała się zapewne, kogo wystawić. Otworzyła usta i
przestąpiła z nogi na nogę:
- Dobra, już wiem!
Tak patrzę i patrzę na listy naszych przeciwników i doszłam do wniosku, że tym
razem walka będzie zacieklejsza. Sove może i się nie postarał z doborem wrogów,
ale Algex nie da sobie w kaszę dmuchać – podniosła palec w oświeceniu – dla
mniej zdolnych umysłowo: nie da się.
Zaśmialiśmy się, a
ktoś z tyłu rzekł:
- Dla mniej sprawnych
umysłowo? Ale tu nie ma Ergów…
Teraz śmiech opanował
wszystkich, Dreneryies również uśmiechała się pod nosem. Wszyscy wiedzieli, że
z Ataku to tępe brutale.
Dowódczyni przerwała
salwy śmiechu:
- Teraz już na
poważnie. Po długim zastanawianiu się zdecydowałam, że do walki staną – i tu
rozpoczęła wymienianie.
Mye dostała się jako
pierwsza, następnie Freeshe i inni. Pomyślałem sobie, że pewnie inne Drużyny
nie mają szans, bo na treningach widziałem, jak dobrzy są nasi. Ale jeśli
ostatnio przegrali, to ciekawe, co potrafią...
- Myślę, że skład
jest jak najlepszy. Długo myślałam i doszłam do wniosku, że taka grupka będzie
najodpowiedniejsza – kontynuowała Dreneryies. – A teraz myślę nad zaśnięciem,
bo nic innego zrobić nie możemy. Jutro trening i kilka dłuższych wykładów.
Wypocznijcie i to porządnie!
Wziąłem przykład z
reszty i wstałem z kanapy. Powstało małe zamieszanie – jakiś chłopak stracił
równowagę i chciał podeprzeć się na Yavis, ale ona zniknęła i ten się
przewrócił. Wszyscy pospieszyli na pomoc Mocnemu, który obił sobie łokieć na
kanapę.
Spojrzałam na
dziewczynę, która z powrotem pojawiła się i zaczęła przepraszać poszkodowanego.
Treningi szybko i porządnie przygotowywały nas do korzystania z mocy, teraz już
niemal instynktownie używaliśmy jej w celach obrony.
Z tą myślą opuściłem
pomieszczenie grupowe i udałem się do pokoju chłopaków. Niemal rzuciłem się na
łóżko. Najpierw jednak zdjąłem kombinezon. Już po chwili wtulałem się w
poduszkę, marząc o śnie. Kiedy zgasło światło, ja już smacznie chrapałem.
Jednak tym razem Sen,
który śnił mi się codziennie, znowu przyszedł. Nie pamiętam kiedy pierwszy raz
zawitał w moim umyśle. Przed przybyciem do Akademii go nie było, tyle mogłem
być pewien. Jednak od pewnego czasu w mojej głowie po zaśnięciu rozpoczynało
się to samo – śnienie. Budziłem się wypoczęty, ale cały ranek zajmowałem się
wydarzeniami ze Snu.
Jak zwykle stałem w ciasnym i małym korytarzu,
wśród białych ścian i pęczków przewodów biegnących wzdłuż sufitu w obie strony.
Nie było okien, ale nie zaniepokoiło mnie to. Może znajdowałem się w jakimś
zapomnianym zakamarku Akademii?
Chyba jednak nie, bo dobiegł mnie delikatny
szum. Postanowiłem dostać się do jego źródła. Zacząłem podążać w stronę
dźwięku, ale coś wyrwało mnie ze Snu. Prędzej niż zwykle skończył się.
Zazwyczaj błądziłem długo po wąskich korytarzykach, szukając czegokolwiek,
kogokolwiek, ale nigdy nikogo, niczego nie znajdowałem. Otrząsałem się ze Snu,
nie zdobywając nic, żadnych wskazówek dotyczących dalszych działań, bo czemuś
miało to na pewno służyć.
Otworzyłem oczy.
Przetarłem powieki i podniosłem się z posłania. Poczułem ogromne pragnienie,
więc wstałem i skierowałem się w stronę łazienki. W ciemności nie zauważyłem
ściany do której miałem bliżej niż myślałem i uderzyłem ciałem w jej gładką i
twardą powierzchnię. Coś spadło i potłukło się. Wyszeptałem przeprosiny w
stronę tego czegoś i odwróciłem się. To
jednak w tamtym kierunku znajdowała się łazienka…
Zrobiłem kilka kroków
i ogarnęła mnie ciemność. Taki najzwyczajniejszy w świecie, wszechogarniający
mrok. Podłoga uciekła mi spod stóp, po czym owionęło mnie świeże powietrze, nie
takie jak w Akademii… Te było.. niefiltrowane. Zaraz, chwila, czyżbym był…?
Otworzyłem oczy, nawet nie zauważyłem,
kiedy je zamknąłem.
Znajdowałem się we
wnętrzu czegoś, co świeciło błękitnawym, matowym światłem. Chwila… Te światło! Przekręciłem
się – świetlista powłoka znajdowała się wszędzie, gdzie nie sięgnąłbym okiem.
To znaczy, że znajdowałem się we wnętrzu kuli. A znałem tylko jedną osobę,
której moc okazywała się w taki sposób. Zmieniłem pozycję na klęcząco, co było
trudne, gdyż powierzchnia nie miała żadnych chropowatości. Świakula nie
posiadała zbyt dużej gęstości, ale i tak nie mogłem z niej wyjść.
- Sheppa,
wypuściłabyś mnie? – wyszeptałem sennie,
bo nie wydawało mi się dobrym pomysłem głośne mówienie.
Ktoś zaśmiał się w
ciemnościach, ale został pacnięty w głowę, wnioskując z odgłosu uderzenia. Rozległo
się szuranie kilkunastu stóp, jakby większa grupa osób rozstępowała się.
Dreneryies przybyła.
- Wypuść go, Sheppa.
Jak fajnie –
nareszcie ktoś, kto mógł pomyśleć, jak bardzo mi niewygodnie. Instynktownie
poczułem, że kula zbliżyła się do ziemi. Następnie świetlista powłoka zniknęła,
a ja leżałem na betonowej powierzchni, oddając szybko. W następnej sekundzie
Sheppa podnosiła mnie i przepraszała jednocześnie. Starałem się odróżniać
jakiekolwiek słowa, ale nie dałem rady.
- Ta właściwie… co
się dzieje? – nie wiedziałem, co mam zrobić, co powiedzieć. Zadałem najprostsze
pytanie, ale Dreneryies i inni długo patrzyli na mnie w milczeniu. Czy ja
chciałem za dużo?
- No, Sheppa, tłumacz
mu – Freeshe wyszczerzył się w uśmiechu. Pokrzepiło mnie to. Wolałem się
dowiedzieć wszystkiego od kogoś, kto znał mnie już dość długo, niż od osoby, z
którą zadawałem się od niespełna dwóch tygodni.
Poczułem się
osaczony, wszyscy stali wokół nas niczym sępy. Rozejrzałem się nerwowo – sam nie
wiedziałem, co mam robić. Nerwowo pokręciłem głową. Yavis, widząc moje
zachowanie, powiedziała:
- Może chodźmy
patrzeć na platki? Zostawmy ich, niech sobie porozmawiają.
Byłem jej ogromnie
wdzięczny za te słowa, chociaż nie wiedziałem, co to platki.
- Dziękuję – wyszeptałem w stronę dziewczyny, gdy ta, razem
z resztą drużyny, skierowała się ku krańcowi… zaraz… tak, dachu! Właśnie
dotarło do mnie, że jestem na dachu Akademii!
- Musisz mi wiele
wyjaśnić – rzekłem do Sheppy. Poprawiła włosy z pokrzepiającym uśmiechem.
Patrzyliśmy się na
siebie przez chwilę. Cisza przedłużała się, aż w końcu dziewczyna odezwała się:
- Wiem, możesz być na
mnie zły, ale mogę ci wszystko wyjaśnić! Pytaj o co chcesz! – prawie krzyknęła.
Przytknąłem palec do
ust.
- Spokojnie, tutaj,
na dachu, nikt nie usłyszy nas. Coś zakłóca sygnały urządzeń elektrycznych,
więc rejestratory nie działają. Możemy nawet tupać, a i tak nikt nie zareaguje.
Tak więc… Krzycz i pytaj. Albo nie! Najpierw pytaj, potem krzycz, dobra? – uśmiechnęliśmy
się do siebie.
Dziewczyna podeszła
do skraju dachu. Usiadła ze skrzyżowanymi nogami i pomachała w moim kierunku
ręką, żebym podszedł. Uczyniłem to, co ona. Spojrzałem w błękitno zielone niebo
z uśmiechem, tak dawno go nie widziałem . Poszukałem wzrokiem pięciu księżyców
Vatrixina, po czym zagapiłem się w każdego po kolei. Kilka minut nie mówiliśmy
nic, po prostu podziwialiśmy nocne niebo. Gdzieniegdzie leniwie przesuwały się
pomarańczowe chmury, kłębiące się majestatycznie.
- Wyjaśnij wszystko.
Od początku – odezwałem się cicho i spokojnie, nadal wpatrzony w nieboskłon. Po
tym, jak już poznam prawdę, zapytam się, dlaczego dopiero teraz dowiedziałem
się o jej układach, czy jak to tam nazwać, z resztą Droxów.
- Może ci się
wydawać, że zostałeś wykluczony – rozpoczęła od kwestii, o której przed chwilą
myślałem – ale tak nie jest. Ja sama dołączyłam do… do Droxów tak naprawdę
kilka dni temu. Może opowiem ci moje losy, żebyś łatwiej to zrozumiał.
Wiedziałam, że ze
świakulami mogę zrobić to, co mi się podoba. Po tym, jak odkryłam, że mogę
zamykać inne rzeczy w kulach, sama zaczynałam się w nich… chować. To było
zabawne – uśmiechnęła się. – Wyobraź to sobie: siedzisz w kuli, która unosi się
w powietrzu i możesz nią poruszać. To taka jakby karuzela, ale nie o tym mowa!
Poruszałam kulą, przesuwałam ją, ale kiedy chciałam ją przenieść na większą
odległość to ona… po prostu pojawiła się w drugim celu w ułamek sekundy po moim
poleceniu, rozumiesz?! W ten sposób dowiedziałam się, ze posiadam również dar
teleportacji, w dziwnej postaci, ale jednak coś. Nikomu nie powiedziałam o nim,
aż do niedawna. Kiedy zabierano mnie do Akademii, opowiedziałam o wszystkim,
ale nie o teleportacji. To zostawiłam dla siebie. Czułam, że nie powinnam
rozgłaszać wszystkiego.
Kiedy dołączyliśmy do drużyny,
zauważyłam, że w pokoju dziewczyn, na jednej ze ścian, widnieje rysunek
przedstawiający budynki Akademii. Na jednym z nich narysowano dach.
Postanowiłam poeksperymentować. Zdołałam jeszcze znaleźć zdjęcia
przedstawiające mój cel. Wyobraziłam go sobie pewnej nocy, zamknęła się w kuli
i puf!, pojawiłam się na dachu Akademii.
Trochę nie wyszło mi
ze współrzędnymi i uwolniłam się ze świakuli kilka metrów nad ziemią. Cała
obolała, leżałam bez tchu, aż przyszła Dreneryies. Długo się na mnie patrzyła,
a potem pomogła mi wstać. Wyjaśniła mi kilka rzeczy, teraz ja ci je przekażę.
Droxowie są inni, są…
inteligentniejsi pod względem zbiorowym. Już dawno odkryli, ze kilka rzeczy do
siebie nie pasuje. Poza tym, nasza Drużyna wspólnymi siłami wychodziła na
powierzchnię, nie mogąc wytrzymać w wiecznie zamkniętej Akademii. Wszyscy z
Obrony są inni pod względem kilku czynników: nie obchodzą ich zbytnio Starcia,
interesują się światem poza Akademią i wydarzeniami związanymi z nią. Inne
Drużyny nie mają tak jak my.
Okazało się, że
prawie cała Drużyna niekiedy wychodzi na dach, aby odetchnąć. Nikt nie zauważa
ich obecności, gdyż Esmena, ta dziewczyna od elektryki, zawiesza kamery, które
pokazują ten sam obraz przez długi czas.
Jak widzisz… Stworzyliśmy
opozycję dla Akademii. Dla wykładowców i ochroniarzy. Jestem ciekawa, co by się
stało, gdyby się dowiedzieli o wszystkim…
Nie odezwałem się.
Długo myślałem nad jej słowami. Tak naprawdę, nie chciałem nic mówić, za dużo
wszystkiego naraz, a mi trudno było dobrać słowa. Kiedy już myślałem, że będę
musiał się odezwać, ab y nie zrobiło się głupio, Sheppa zaklaskała cicho.
Spojrzała na mnie z podekscytowaniem i powiedziała:
- Platki lecą!
Pokazała rękę niebo.
Na początku nie zauważyłem nic nadzwyczajnego, ale po chwili zrozumiałem powód
jej radości. Pośród chmur pojawiały się punkciki światełek, które powoli
przesuwały się w stronę dachu. Jak na razie były daleko, ale szybko się zbliżały.
Obserwowaliśmy to w milczeniu, zauroczeni niecodziennym widokiem. Punkcików
przybywało, przybliżały się zza chmur w zaskakującym tempie.
- Co to? – zapytałem zaintrygowany.
- To platki, takie
mało zwierzątka. Nie są z Ziemi, są rdzennymi formami życia. Przelatują nad
wyspą już od kilku dni i kierują się w stronę Omayi, tego kontynentu na
południu.
- Ale… przecież nasz
kontynent, Estra, jest wolny od nieziemskich zwierząt – odpowiedziałem.
- Kontynent, no właśnie. Ale my jesteśmy przecież na
wyspie, prawda? I chyba nie muszę ci przypominać, że jesteśmy na pełnym morzu,
pomiędzy dwoma kontynentami – Estrą i Omay’ą. Platki to nic, czasami przy
brzegach pojawiają się jakieś ogromne stwory grzebiące się w piasku, tak
przynajmniej powiedział Nakren, ten śmieszny chłopaczek, który ciągle się
śmieje.
Platków pojawiało się
coraz więcej – po kilku minutach całe
niebo jarzyło się od nich. Zlatywały niżej, niektóre przelatywały kilka
metrów od naszych głów.
- Czy mogą nam coś zrobić? – zapytałem zaniepokojony, odruchowo
przybliżając się do Sheppy.
- Skądże, są
niezwykle łagodne! I jedyne w swoim rodzaju! Zresztą, popatrz na nie, albo nie!
Ja ci pokażę!
Podniosła się z płaszczyzny
dachu i przebiegła kilka metrów, a następnie wyskoczyła w powietrze. Chwilę potem
wracała do mnie z platkiem w ręku.
W jej dłoniach
wiercił się mały stworek. Dokładnie go obejrzałem: był półprzezroczysty. Jednak
zdziwiła mnie jego budowa. Jego ciało składało się z łapki z kilkoma mackami
oraz pęcherza wypełnionego jakimś błyszczącym gazem.
- Widzisz? Za pomocą
tego „balonika” poruszają się w powietrzu. Ta torebeczka jest większa od reszty
ciała i unosi go w powietrzu. Sprytnie, nieprawdaż? To ten gaz fosforyzuje w ciemności.
Coś pięknego!
Wypuściliśmy
stworzonko, po czym obserwowaliśmy niebo do przyjścia Dreneryies.
- Wracamy –
powiedziała do nas w ciemności. Trochę się zasiedzieliśmy! Musicie się wyspać!
Reszta grupy już została przeteleportowana przez Nasye i Angalę. Odstaw go do
sypialni, dobrze? – Przywódczyni uśmiechnęła się. Sheppa pokiwała głową.
- Tak właściwie,
nigdy nie byłaś u chłopaków w pokoju, ale wiesz, gdzie co się znajduje? Nie
wpadnę na nic? – zasypałem ja pytaniami.
- Pokój żeński i
męski nie różnią się niczym tak naprawdę, możesz być spokojny – odpowiedziała Dreneryies
za dziewczynę, po czym rozpłynęła się w powietrzu.
- Gotowy? – Sheppa już
szykowała się do czynu przeniesienia mnie do sypialni.
- Czekaj… Dreneryies
teleportuje się?! – nigdy nie miałem okazji dowiedzieć się, jaką moc ma
Przywódczyni! Dopiero dzisiaj.
- Tak, ale potrafi
przenosić tylko siebie. Możesz już być cicho? Chce mi się spać, ale muszę
odstawić cię z powrotem. A uwierz mi, kiedy nie jestem skoncentrowana, możesz wylądować
w ścianie – zirytowała się nieco.
- Dobrze już, dobrze.
Przenoś! – odpowiedziałem.
Nagle znalazłem się
wkuli, a następnie świakula zniknęła i stałem w pokoju, przed swoim łóżkiem.
Spojrzałem na poduszki i dopiero wtedy poczułem zmęczenie i
stres, towarzyszący dzisiejszej nocy. Wpadłem na materac półprzytomny i
zasnąłem w ułamku sekundy.
Dzisiaj dużo się
zmieniło. Ale wiedziałem jedno – Sheppa pomoże z wszystkim.
________________________________________________
YAS! Koniec! Myślę, ze się podobało! W końcu coś się dzieje <3 Liczę na komentarze.
Davirio, twój pomysł z łazienką zaakceptowany! :D
Coś się nie podobało, a może coś bardzo? Podzielcie się tym w komentarzu!
Liczę na opinie.... :3 :/
Dziękuję, że ktoś to czyta!
Aha, w końcu szablon ogarnięty XD
No to ostatni raz: PROSZĘ O OPINIĘ! <3