niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział II

  Gdy patrzyłam na miny innych, robiło mi się głupio. Na twarzach wokół mnie malowała się niepewność i smutek. Zaglądając w oczy Loxa, który szedł tuż obok mnie, widziałam zagubienie i zdezorientowanie. Do twarzy mu było…
 Dobra, nieważne. Musiałam skupić się na teraźniejszości, a nie rozpływać się nad przyjacielem.
 Szliśmy w parach, równo, prowadzeni przez kilku wykładowców. Nikt się nie odzywał. Ja to bym najchętniej zaczęła wydzierać się wniebogłosy, bo nie lubię ciszy. Ale wyszłabym na idiotkę – jak zwykle zresztą. Sheppa, ta dziwna - tak kiedyś mówili na mój widok.
 Porzuciłam myśli, lepiej przenieść uwagę na to, co dzieje się dookoła mnie. Wychodziliśmy z olbrzymiego kompleksy budynków, z których składała się Akademia. Nie mogłam się doczekać – już od kilku tygodni nie przebywałam na świeżym powietrzu. Ciągle wdychałam filtrowany tlen. Nie pozwalano nam wychodzić na zewnątrz. Podobno rodzime rośliny rozpylały zarodniki, które mogłyby wypalić nam skórę. To ja już jednak wolałam cztery ściany.
 Ktoś przydeptywał mi pięty, specjalnie pewnie. Jak zawsze. Wykręciłam swoją długą szyję i nienawistnymi oczyma chciałam spojrzeć na złośliwca. Ale nikogo nie obaczyłam. Przecież to niemożliwe… Zaraz, zaraz… Za mną szedł… Za mną szedł… Tak! Spojrzałam na niskiego chłopaka, który podążał tuż za Loxem.
 - Gdzie jest Grise? - ruchem głowy wskazałam na pustą przestrzeń za moimi plecami.
 - Emm… Ten, co ze mną szedł? Nie wiem. Przed chwilą jeszcze tu był – oczy Mocnego były rozbiegane, zdezorientowane. Pewnie w jego umyśle szalało zdenerwowanie. Jak u wszystkich. Czy tylko ja się nie martwiłam? Byłam nienormalna, z pewnością.
 - Dobra, nieważne – zakończyłam temat.
 Ale nie. Muszę to rozgryźć!
 Z powrotem spojrzałam w tył, ale Grise już znalazł się na swoim miejscu z powrotem. Nie chciało mi się już pytać o nic. Zaczynałam się już przyzwyczajać do wszelkich anomalii. Pewnie skorzystał ze swojej mocy wtapiania się w otoczenie. Najpewniej.
 Nikt nic nie widział, nikt nic nie zauważył.
 Sterylnie białymi korytarzami bez otworów okiennych zbliżaliśmy się do wyjścia.
 Nagle zatrzymaliśmy się. Osoby przed nami cofnęły się o krok, gdyż jeden ze Strażników kazał im odsunąć się. Następnie najbliższy wykładowca zasłonił plecami śluzę i w małą klawiaturę wstukał kod odblokowujący. Rozległ się pisk i zgrzytanie.
 Lox przez cały czas nie odezwał się ani słowem. Musiałam mu pokazać, ze jestem obok, więc chwyciłam jego dłoń i ścisnęłam lekko. Spojrzał na mnie, a ja uśmiechnęłam się i mimiką próbowałam przekazać, że będzie dobrze. Jego mądre oczy przykryły powieki, a potem kąciki ust zadrżały i na jego twarzy zajaśniał nikły uśmiech.  Poczułam się promieniście. Jakby nagle zajaśniał świat.
 No dobra, serio rozjaśniło się trochę, bo przeszliśmy przez śluzę i znaleźliśmy się poza Akademią.
 Odetchnęłam głęboko! Świeże powietrze dobrze działa na umysł. Oczy nieco bolały od popołudniowego słońca, ale było to miłe uczucie. Poczułam ciepłe promienie na twarzy. Do reszty ciała ściśle przylegał biały kombinezon. A szkoda, bo kocham słońce. Spojrzałam w błękitne niebo, przysłaniając ręką oczy. Przesuwały się po nim jasnopomarańczowe chmury o nieregularnych kształtach.
 Kierowaliśmy się w kierunku olbrzymiego gmachu, znajdującego się w oddaleniu. To tam, w jego trzewiach, zostaniemy wybrani do drużyn przez ich przywódców. Powoli zbliżaliśmy się do celu. I nadal panowała niezmącona niczym cisza. Poruszaliśmy się szeroką drogą z betonu. Po bokach rosły rośliny przywiezione z Ziemi. Zresztą, na tej wysepce, na której znajdowała się Akademia, wytępiono wszelkie rodzime życie. Zaadaptowano ozdobne krzewy z poprzedniej planety i posadzono je.
 Nigdy nie widziałam rdzennych gatunków. Na Estrze, jedynym kontynencie, który ludzie zdołali opanować, wszystko, co nieziemskie, zostało wytępione, rozpuszczone w kwasie albo spalone na popiół.
 Nie daliśmy rady żyć w zgodzie z tutejszą naturą. Wywołaliśmy wojnę, w której udało nam się zagarnąć jeden z lądów i zamienić go w swój dom. Reszta świata przeciwstawiła się nam. Obie strony poniosły straty. Teraz my, ludzie, szykujemy się do kolejnej walki w celu przejęcia kolejnego kontynentu. Bądź co bądź, ludzie powiększają swoją liczebność.
 Wykładowcy otworzyli wejście do Areny Wyboru, a my, początkowi uczniowie Akademii Mocnych, wlaliśmy się do środka.
 Nie wiem, czego się spodziewałam, ale na pewno nie tego, co ujrzałam. Znaleźliśmy się w okrągłym pomieszczeniu z którego odchodziły korytarze – długie i ciemne.
 Jeden z nauczycieli uniósł ręce w górę. Nie wiem, po co to zrobił, i tak nikt nic nie powiedział. Ale, zwyczajem ważnych osobistości, rozpoczął przemowę:
 - Jak wiecie, dzisiaj zostaniecie wybrani do drużyny! Wywołani udadzą się wskazanym korytarzem. Prosimy o niestosowanie mocy w obronie własnej. Nie ma przed czym się bronić! To tylko test, sprawdzian waszych umiejętności. Nie musicie niczego obawiać się! Myślę, ze możemy zaczynać – wykładowca skinął głową ku innemu profesorowi. Ten wyjął z teczki, którą niósł, mały komputer.
 - A więc – facet odchrząknął. – A więc: Desena Valles do korytarza z numerem, tak numer jest nad każdym tunelem, do korytarza z numerem siedem. Grise Azden udaje się do numeru pięć – wymienieni szukali wzrokiem swojego celu i szli do niego. – Sheppa Wavaris… numer dziewięć.
 Mój czas nadszedł. Determinacja na mojej twarzy pojawiła się nagle i niespodziewanie. Odszukałam cyfrę i już chciałam iść, gdy Lox dotknął mojego ramienia. Odwróciłam się i ujrzałam jego oblicze wypełnione uśmiechem i nadzieją. Wszelkie ślady po zmartwieniu zniknęły.
 - Powodzenia. Zaskocz ich, niech wybiorą cię do najlepszej drużyny i obyś ty wybrała dobrą dla siebie.
 Nic nie powiedziałam. Byłam zaskoczona. Ścisnęłam jego rękę i odeszłam pełna nadziei.
  Korytarz nie był zupełnie zaciemniony. Przez ściany prześwitywało światło lampek, co wcale nie pomagało. I tak potykałam się o krawędzie podłogi. Kompletna niedojda ze mnie.
 Doszłam do końca. Nic się nie stało, piorun we mnie nie trzasnął. Tak po prostu doszłam do włazu. Zamkniętego.
 Aha… Czyli co? Mam go otworzyć? 
 I nagle światła zgasły. Otwór, którym weszłam, zamknął się. O nie… Przestało być ekscytująco.
 Ale od czego mam świakule? Od światła! No przecież!
 Utworzyłam małe źródełko błękitnego światełka. Równocześnie w podłodze otworzyła się klapa i raptownie wypadła z niej mieszanina kończyn i innych części ciała. Następnie, okazało się, że to żyje, zwierzę rozprostowało nogi i uniosło głowę. Zobaczyłam podłużny łeb i dwie pary oczek.
 Następnie na tułowiu kreatury uniosła się warstwa piór o ciemnozielonej barwie. Monstrum zaklekotało pomarańczowymi szczękami i w następnej chwili szybowało ku mnie z ogromną prędkością za pomocą kończyn połączonych błoną.
 A ja, sprytna ja, wytworzyłam wokół potwora kulę światła, w której zamknęłam go. Następnie zmniejszałam jej rozmiar i zwiększałam gęstość. To powinno zadziałać.
 I rzeczywiście, kiedy zlikwidowałam własnoręczna pułapkę, ze środka wylała się krwawa miazga.
 W tym samym momencie  wejście włazu rozwarło swe wrota, a za nimi czekali na mnie przywódcy drużyn. Szeptali między sobą, a kiedy zobaczyli mnie, zamilkli.
 Dreneryies rozwarła ramiona:
 - Chodź do mnie, wiele przeszłaś!
 - Nie możesz jej zabrać! Nie od razu. Inni też chcą jej przedstawić siebie i…
 Ale ja nie słuchałam. Wpadłam w ramiona czarnowłosej Mocnej i przytuliłam się. Byłam taka szczęśliwa! Trafiłam do ukochanej drużyny. 
 Dreneryies wypuściła mnie z objęć i kazała wyjść drzwiami, które miałam za plecami. Tak bardzo się cieszyłam. Tak łatwo poszło!
 Ale Lox…
 Moje szczęście uleciało niczym zapach z fiolki po perfumach, takich jak mojej mamy. Co z nim?
 Zagryzłam wargę i przeszłam do pomieszczenia, gdzie opatrywano tych, którzy ucierpieli podczas testu. Loxa tam nie było. Na pewno da sobie radę, na pewno…
  Ktoś do mnie podbiegł i dał mi wodę oraz zapytał się, czy nic nie trzeba.
 Odmówiłam. Usiadłam pod ścianą i czekałam. 

 ________________________________________________________
 Z innej perspektywy.  Co jest nie tak, co jest źle? Czytacie, to wyraźcie swoją opinię!

14 komentarzy:

  1. Pomysł nadal bardzo mi się podoba. Fajnie wymyśliłeś postacie. Chwytliwe, łatwe do zapamiętania imionka. Sheppa jest dosyć... żywiołowa, co dodaje lekkości twojemu tekstowi, czyta się go szybko i nie męczy, nie nudzi. :D
    Tylko jedna uwaga. Obrazek który wstawiłeś na tło chyba nie obowiązuje we wszystkich rozmiarach, bo u mnie obok obrazka pokazuje się zielone tło co niezbyt pasuje. Pobaw się na szablonach bloggera a na pewno będzie lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Imiona wpadają do głowy przypadkowo. Sheppa miała być Gravoon. Brzydko, prawda?
      Staram się pisać z weną oraz oddawać charakter bohaterów :3
      Oczywiście, spróbuję coś zrobić z tym szablonem :D
      Szykuję rysunek przedstawiający bohaterów :)

      Usuń
    2. No faktycznie, lepiej jednak Sheppa :D
      To powodzenia i czekam na efekt :)

      Usuń
  2. Jak dla mnie mega. Szkoda, że tak rzadko coś wstawiasz i, że rozdziały są za krótkie. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mega mega mega :D
      Rzadko, bo czasu mało. Rozdziały za krótkie, wiem :/
      Albo pisze dużo i źle, albo mało i wychodzi jako tako (czytaj: tak jak teraz)
      Tak więc... :D
      Zresztą są dalsze rozdziały :D

      Usuń
  3. Co z Loxem? Martwię się :P a tak na serio to świetne! Tylko rzadko wstawiasz :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lox żyje, poczytaj sobie rozdział III :D
      Wiem, że rzadko, ale obiecuję sobie, że co tydzień wstawiam coś :D
      Wena, kreatywność i te sprawy wpływają na pisanie :D

      Usuń
  4. Genialnie piszesz! Tak lekko, a jednocześnie wciągająco. Tylko jakoś pierwsza część bardziej mi się podobała, ale za to ciekawy pomysł ze zmianą perspektyw.
    Aha, i jakoś mega spodobała mi się postać nauczyciela geografii, nie wiem czemu dokładnie, ale na pewno bym się nie obraziła, gdybyś go jeszcze kiedyś dał. ;D
    Pozdrawiam i czekam na kolejną część. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wykładowca jeszcze się pojawi! Obiecuję <3
      Liczę na dalsze komentarze :D

      Usuń
    2. JEJ!!! <3
      Aż nie mogę się doczekać. *.*
      Pisz, pisz, pisz!! ^^

      Usuń
  5. Ja nie wiem, czy mam coś do dodania w tym rozdziale, bo wszystko, co moi poprzednicy pisali jest w pełni pokrywające się z tym, co ja chciałam napisać. Lubię tych bohaterów, podoba mi się to, że nie ma tutaj kolejnych Kate, Davidów i innych..........
    Biegnę dalej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie chce się powtarzać :) więc komentarz nie będzie długi. Świetny rozdział tylko akapitów mi brakuje... Zapraszam do mnie http://alex2708.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń