Dobra, nieważne.
Musiałam skupić się na teraźniejszości, a nie rozpływać się nad przyjacielem.
Szliśmy w parach,
równo, prowadzeni przez kilku wykładowców. Nikt się nie odzywał. Ja to bym
najchętniej zaczęła wydzierać się wniebogłosy, bo nie lubię ciszy. Ale
wyszłabym na idiotkę – jak zwykle zresztą. Sheppa, ta dziwna - tak kiedyś mówili na mój widok.
Porzuciłam myśli,
lepiej przenieść uwagę na to, co dzieje się dookoła mnie. Wychodziliśmy z
olbrzymiego kompleksy budynków, z których składała się Akademia. Nie mogłam się
doczekać – już od kilku tygodni nie przebywałam na świeżym powietrzu. Ciągle wdychałam
filtrowany tlen. Nie pozwalano nam wychodzić na zewnątrz. Podobno rodzime
rośliny rozpylały zarodniki, które mogłyby wypalić nam skórę. To ja już jednak
wolałam cztery ściany.
Ktoś przydeptywał mi
pięty, specjalnie pewnie. Jak zawsze. Wykręciłam swoją długą szyję i nienawistnymi
oczyma chciałam spojrzeć na złośliwca. Ale nikogo nie obaczyłam. Przecież to
niemożliwe… Zaraz, zaraz… Za mną szedł… Za mną szedł… Tak! Spojrzałam na
niskiego chłopaka, który podążał tuż za Loxem.
- Gdzie jest Grise? -
ruchem głowy wskazałam na pustą przestrzeń za moimi plecami.
- Emm… Ten, co ze mną
szedł? Nie wiem. Przed chwilą jeszcze tu był – oczy Mocnego były rozbiegane,
zdezorientowane. Pewnie w jego umyśle szalało zdenerwowanie. Jak u wszystkich.
Czy tylko ja się nie martwiłam? Byłam nienormalna, z pewnością.
- Dobra, nieważne –
zakończyłam temat.
Ale nie. Muszę to
rozgryźć!
Z powrotem spojrzałam
w tył, ale Grise już znalazł się na swoim miejscu z powrotem. Nie chciało mi się
już pytać o nic. Zaczynałam się już przyzwyczajać do wszelkich anomalii. Pewnie skorzystał ze swojej mocy wtapiania się w otoczenie. Najpewniej.
Nikt nic nie widział,
nikt nic nie zauważył.
Sterylnie białymi
korytarzami bez otworów okiennych zbliżaliśmy się do wyjścia.
Nagle zatrzymaliśmy
się. Osoby przed nami cofnęły się o krok, gdyż jeden ze Strażników kazał im
odsunąć się. Następnie najbliższy wykładowca zasłonił plecami śluzę i w małą
klawiaturę wstukał kod odblokowujący. Rozległ się pisk i zgrzytanie.
Lox przez cały czas
nie odezwał się ani słowem. Musiałam mu pokazać, ze jestem obok, więc chwyciłam
jego dłoń i ścisnęłam lekko. Spojrzał na mnie, a ja uśmiechnęłam się i mimiką
próbowałam przekazać, że będzie dobrze. Jego mądre oczy przykryły powieki, a
potem kąciki ust zadrżały i na jego twarzy zajaśniał nikły uśmiech. Poczułam się promieniście. Jakby nagle
zajaśniał świat.
No dobra, serio rozjaśniło
się trochę, bo przeszliśmy przez śluzę i znaleźliśmy się poza Akademią.
Odetchnęłam głęboko!
Świeże powietrze dobrze działa na umysł. Oczy nieco bolały od popołudniowego
słońca, ale było to miłe uczucie. Poczułam ciepłe promienie na twarzy. Do
reszty ciała ściśle przylegał biały kombinezon. A szkoda, bo kocham słońce.
Spojrzałam w błękitne niebo, przysłaniając ręką oczy. Przesuwały się po nim
jasnopomarańczowe chmury o nieregularnych kształtach.
Kierowaliśmy się w
kierunku olbrzymiego gmachu, znajdującego się w oddaleniu. To tam, w jego
trzewiach, zostaniemy wybrani do drużyn przez ich przywódców. Powoli
zbliżaliśmy się do celu. I nadal panowała niezmącona niczym cisza. Poruszaliśmy
się szeroką drogą z betonu. Po bokach rosły rośliny przywiezione z Ziemi.
Zresztą, na tej wysepce, na której znajdowała się Akademia, wytępiono wszelkie
rodzime życie. Zaadaptowano ozdobne krzewy z poprzedniej planety i posadzono
je.
Nigdy nie widziałam
rdzennych gatunków. Na Estrze, jedynym kontynencie, który ludzie zdołali
opanować, wszystko, co nieziemskie, zostało wytępione, rozpuszczone w kwasie
albo spalone na popiół.
Nie daliśmy rady żyć
w zgodzie z tutejszą naturą. Wywołaliśmy wojnę, w której udało nam się zagarnąć
jeden z lądów i zamienić go w swój dom. Reszta świata przeciwstawiła się nam.
Obie strony poniosły straty. Teraz my, ludzie, szykujemy się do kolejnej walki
w celu przejęcia kolejnego kontynentu. Bądź co bądź, ludzie powiększają swoją
liczebność.
Wykładowcy otworzyli
wejście do Areny Wyboru, a my, początkowi uczniowie Akademii Mocnych, wlaliśmy
się do środka.
Nie wiem, czego się spodziewałam,
ale na pewno nie tego, co ujrzałam. Znaleźliśmy się w okrągłym pomieszczeniu z
którego odchodziły korytarze – długie i ciemne.
Jeden z nauczycieli
uniósł ręce w górę. Nie wiem, po co to zrobił, i tak nikt nic nie powiedział.
Ale, zwyczajem ważnych osobistości, rozpoczął przemowę:
- Jak wiecie, dzisiaj
zostaniecie wybrani do drużyny! Wywołani udadzą się wskazanym korytarzem. Prosimy
o niestosowanie mocy w obronie własnej. Nie ma przed czym się bronić! To tylko test,
sprawdzian waszych umiejętności. Nie musicie niczego obawiać się! Myślę, ze możemy
zaczynać – wykładowca skinął głową ku innemu profesorowi. Ten wyjął z teczki,
którą niósł, mały komputer.
- A więc – facet odchrząknął.
– A więc: Desena Valles do korytarza z numerem, tak numer jest nad każdym
tunelem, do korytarza z numerem siedem. Grise Azden udaje się do numeru pięć –
wymienieni szukali wzrokiem swojego celu i szli do niego. – Sheppa Wavaris…
numer dziewięć.
Mój czas nadszedł.
Determinacja na mojej twarzy pojawiła się nagle i niespodziewanie. Odszukałam
cyfrę i już chciałam iść, gdy Lox dotknął mojego ramienia. Odwróciłam się i
ujrzałam jego oblicze wypełnione uśmiechem i nadzieją. Wszelkie ślady po
zmartwieniu zniknęły.
- Powodzenia. Zaskocz
ich, niech wybiorą cię do najlepszej drużyny i obyś ty wybrała dobrą dla
siebie.
Nic nie powiedziałam.
Byłam zaskoczona. Ścisnęłam jego rękę i odeszłam pełna nadziei.
Korytarz nie był
zupełnie zaciemniony. Przez ściany prześwitywało światło lampek, co wcale nie
pomagało. I tak potykałam się o krawędzie podłogi. Kompletna niedojda ze mnie.
Doszłam do końca. Nic
się nie stało, piorun we mnie nie trzasnął. Tak po prostu doszłam do włazu.
Zamkniętego.
Aha… Czyli co? Mam go
otworzyć?
I nagle światła
zgasły. Otwór, którym weszłam, zamknął się. O nie… Przestało być ekscytująco.
Ale od czego mam
świakule? Od światła! No przecież!
Utworzyłam małe
źródełko błękitnego światełka. Równocześnie w podłodze otworzyła się klapa i
raptownie wypadła z niej mieszanina kończyn i innych części ciała. Następnie,
okazało się, że to żyje, zwierzę rozprostowało nogi i uniosło głowę. Zobaczyłam
podłużny łeb i dwie pary oczek.
Następnie na tułowiu
kreatury uniosła się warstwa piór o ciemnozielonej barwie. Monstrum zaklekotało
pomarańczowymi szczękami i w następnej chwili szybowało ku mnie z ogromną
prędkością za pomocą kończyn połączonych błoną.
A ja, sprytna ja,
wytworzyłam wokół potwora kulę światła, w której zamknęłam go. Następnie
zmniejszałam jej rozmiar i zwiększałam gęstość. To powinno zadziałać.
I rzeczywiście, kiedy
zlikwidowałam własnoręczna pułapkę, ze środka wylała się krwawa miazga.
W tym samym
momencie wejście włazu rozwarło swe
wrota, a za nimi czekali na mnie przywódcy drużyn. Szeptali między sobą, a
kiedy zobaczyli mnie, zamilkli.
Dreneryies rozwarła ramiona:
- Chodź do mnie, wiele przeszłaś!
- Nie możesz jej zabrać! Nie od razu. Inni też
chcą jej przedstawić siebie i…
Ale ja nie słuchałam. Wpadłam w ramiona
czarnowłosej Mocnej i przytuliłam się. Byłam taka szczęśliwa! Trafiłam do
ukochanej drużyny.
Dreneryies wypuściła mnie z objęć i kazała
wyjść drzwiami, które miałam za plecami. Tak bardzo się cieszyłam. Tak łatwo
poszło!
Ale Lox…
Moje szczęście uleciało niczym zapach z fiolki
po perfumach, takich jak mojej mamy. Co z nim?
Zagryzłam wargę i przeszłam do pomieszczenia,
gdzie opatrywano tych, którzy ucierpieli podczas testu. Loxa tam nie było. Na
pewno da sobie radę, na pewno…
Ktoś do mnie podbiegł i dał mi wodę oraz
zapytał się, czy nic nie trzeba.
Odmówiłam. Usiadłam pod ścianą i czekałam.
________________________________________________________
Z innej perspektywy. Co jest nie tak, co jest źle? Czytacie, to wyraźcie swoją opinię!
Pomysł nadal bardzo mi się podoba. Fajnie wymyśliłeś postacie. Chwytliwe, łatwe do zapamiętania imionka. Sheppa jest dosyć... żywiołowa, co dodaje lekkości twojemu tekstowi, czyta się go szybko i nie męczy, nie nudzi. :D
OdpowiedzUsuńTylko jedna uwaga. Obrazek który wstawiłeś na tło chyba nie obowiązuje we wszystkich rozmiarach, bo u mnie obok obrazka pokazuje się zielone tło co niezbyt pasuje. Pobaw się na szablonach bloggera a na pewno będzie lepiej :)
Dziękuję!
UsuńImiona wpadają do głowy przypadkowo. Sheppa miała być Gravoon. Brzydko, prawda?
Staram się pisać z weną oraz oddawać charakter bohaterów :3
Oczywiście, spróbuję coś zrobić z tym szablonem :D
Szykuję rysunek przedstawiający bohaterów :)
No faktycznie, lepiej jednak Sheppa :D
UsuńTo powodzenia i czekam na efekt :)
Super. Dawaj dalej *-*
OdpowiedzUsuńOkay :D
UsuńJak dla mnie mega. Szkoda, że tak rzadko coś wstawiasz i, że rozdziały są za krótkie. ;)
OdpowiedzUsuńMega mega mega :D
UsuńRzadko, bo czasu mało. Rozdziały za krótkie, wiem :/
Albo pisze dużo i źle, albo mało i wychodzi jako tako (czytaj: tak jak teraz)
Tak więc... :D
Zresztą są dalsze rozdziały :D
Co z Loxem? Martwię się :P a tak na serio to świetne! Tylko rzadko wstawiasz :-(
OdpowiedzUsuńLox żyje, poczytaj sobie rozdział III :D
UsuńWiem, że rzadko, ale obiecuję sobie, że co tydzień wstawiam coś :D
Wena, kreatywność i te sprawy wpływają na pisanie :D
Genialnie piszesz! Tak lekko, a jednocześnie wciągająco. Tylko jakoś pierwsza część bardziej mi się podobała, ale za to ciekawy pomysł ze zmianą perspektyw.
OdpowiedzUsuńAha, i jakoś mega spodobała mi się postać nauczyciela geografii, nie wiem czemu dokładnie, ale na pewno bym się nie obraziła, gdybyś go jeszcze kiedyś dał. ;D
Pozdrawiam i czekam na kolejną część. ^^
Wykładowca jeszcze się pojawi! Obiecuję <3
UsuńLiczę na dalsze komentarze :D
JEJ!!! <3
UsuńAż nie mogę się doczekać. *.*
Pisz, pisz, pisz!! ^^
Ja nie wiem, czy mam coś do dodania w tym rozdziale, bo wszystko, co moi poprzednicy pisali jest w pełni pokrywające się z tym, co ja chciałam napisać. Lubię tych bohaterów, podoba mi się to, że nie ma tutaj kolejnych Kate, Davidów i innych..........
OdpowiedzUsuńBiegnę dalej.
Nie chce się powtarzać :) więc komentarz nie będzie długi. Świetny rozdział tylko akapitów mi brakuje... Zapraszam do mnie http://alex2708.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń