sobota, 29 listopada 2014

Rozdział VI

   Podszedłem do włazu, po czym wpisałem hasło. Rozległ się lekki szum otwieranych mas metalu, znalazłem się w środku. W pomieszczeniu drużynowym panowały pustki, jedynie w dalekim kącie siedział Ranne. Pomachałem mu z lekkim uśmiechem, a on skinął głową w geście pozdrowienia. Bez zbędnych słów skierowałem się w stronę pokoju chłopaków i odkodowałem za pomocą odciska kciuka wejście.
 Wewnątrz panował ruch – Droxowie zmieniali kombinezony, znikali w łazience, po czym wracali czyści i pachnący. Byliśmy po treningu przygotowującym do walk, czyli nazywanych wśród nas Starć. Wszyscy padali ze zmęczenia. Ćwiczyliśmy zręczność i wytrzymałość. Codziennie, od dwóch tygodni, dwie godziny zajęć zwalających z nóg. Wytrzymywałem dzięki specjalnym odżywkom, które każde z nas otrzymywało wieczorem na stołówce. To z ich pomocą lepiej się pracowało na lekcjach.
 Podszedłem do swojego łóżka,  nie odzywając się do nikogo. Nikt nie rzekł też słowa do mnie. Nie mieliśmy na to siły. Jak dobrze, że dzisiaj będziemy już wolni.
 Po ogarnięciu się, skierowałem swoje kroki ku pomieszczeniu drużynowemu. Cała drużyna już się tam zebrała, szykując się na przyjście Dreneryies. Usiadłem przy Sheppie i Mye, Yavis i Owye znajdowali się na sąsiedniej kanapie. Panowała radosna atmosfera, rozlegał się śmiech. Do czasu, gdy przyszła Przywódczyni, byliśmy radośni. Ale po przyjściu dowódczyni, miny nam rzedły, aż w końcu zamilkliśmy wszyscy.
 - Ostatnią walkę wygrali Grabitty’owie, ci ukrywający. Więc oni pierwsi wystawili osoby biorące udział w zbliżającej się walce. Jak wiecie, w Starciu może wziąć dwanaścioro Mocnych naraz. Reszta Drużyny odpoczywa albo robi co chce. No wiecie… samowolka – zaśmiała się dźwięcznie, po czym wyjęła z torby leżącej u jej stóp mały, płaski komputer. – W tej walce raczej niczego specjalnego nie będzie. Sove nie wysilił się, jeśli chodzi o naszych przeciwników. Chociaż… Czy ktoś wie, co potrafi dziewczyna o imieniu Axen?
 Postukała kilka razy w ekran urządzenia, a następnie spojrzała na mały tłum przed sobą z wyczekiwaniem w spojrzeniu.
 - Ona chyba tworzy ściany, które pokazują przestrzeń za nimi, ale bez tego, czego nie chce ujawnić ta dziewczyna. Taka iluzja – Sheppa pierwsza odezwała się, chcąc być przydatną.
 - Tak, tak, tak… - rzekła w zamyśleniu Dren. – Ergowie już wystawili swoich, Arsivowie również. Zostaliśmy my, bo ostatnią walkę przegraliśmy z kretesem. Tym razem nie chciałabym, żebyśmy tozepsuli, bo wiecie, wstyd na całą Akademię!
 Popatrywaliśmy na siebie z niepewnością. Przywódczyni stała przed nami i drapała się po szyi w zamyśleniu. Zastanawiała się zapewne, kogo wystawić. Otworzyła usta i przestąpiła z nogi na nogę:
 - Dobra, już wiem! Tak patrzę i patrzę na listy naszych przeciwników i doszłam do wniosku, że tym razem walka będzie zacieklejsza. Sove może i się nie postarał z doborem wrogów, ale Algex nie da sobie w kaszę dmuchać – podniosła palec w oświeceniu – dla mniej zdolnych umysłowo: nie da się.
 Zaśmialiśmy się, a ktoś z tyłu rzekł:
 - Dla mniej sprawnych umysłowo? Ale tu nie ma Ergów…
 Teraz śmiech opanował wszystkich, Dreneryies również uśmiechała się pod nosem. Wszyscy wiedzieli, że z Ataku to tępe brutale.
 Dowódczyni przerwała salwy śmiechu:
 - Teraz już na poważnie. Po długim zastanawianiu się zdecydowałam, że do walki staną – i tu rozpoczęła wymienianie.
 Mye dostała się jako pierwsza, następnie Freeshe i inni. Pomyślałem sobie, że pewnie inne Drużyny nie mają szans, bo na treningach widziałem, jak dobrzy są nasi. Ale jeśli ostatnio przegrali, to ciekawe, co potrafią...
 - Myślę, że skład jest jak najlepszy. Długo myślałam i doszłam do wniosku, że taka grupka będzie najodpowiedniejsza – kontynuowała Dreneryies. – A teraz myślę nad zaśnięciem, bo nic innego zrobić nie możemy. Jutro trening i kilka dłuższych wykładów. Wypocznijcie i to porządnie!
  Wziąłem przykład z reszty i wstałem z kanapy. Powstało małe zamieszanie – jakiś chłopak stracił równowagę i chciał podeprzeć się na Yavis, ale ona zniknęła i ten się przewrócił. Wszyscy pospieszyli na pomoc Mocnemu, który obił sobie łokieć na kanapę.
 Spojrzałam na dziewczynę, która z powrotem pojawiła się i zaczęła przepraszać poszkodowanego. Treningi szybko i porządnie przygotowywały nas do korzystania z mocy, teraz już niemal instynktownie używaliśmy jej w celach obrony.
 Z tą myślą opuściłem pomieszczenie grupowe i udałem się do pokoju chłopaków. Niemal rzuciłem się na łóżko. Najpierw jednak zdjąłem kombinezon. Już po chwili wtulałem się w poduszkę, marząc o śnie. Kiedy zgasło światło, ja już smacznie chrapałem.
 Jednak tym razem Sen, który śnił mi się codziennie, znowu przyszedł. Nie pamiętam kiedy pierwszy raz zawitał w moim umyśle. Przed przybyciem do Akademii go nie było, tyle mogłem być pewien. Jednak od pewnego czasu w mojej głowie po zaśnięciu rozpoczynało się to samo – śnienie. Budziłem się wypoczęty, ale cały ranek zajmowałem się wydarzeniami ze Snu.
 Jak zwykle stałem w ciasnym i małym korytarzu, wśród białych ścian i pęczków przewodów biegnących wzdłuż sufitu w obie strony. Nie było okien, ale nie zaniepokoiło mnie to. Może znajdowałem się w jakimś zapomnianym zakamarku Akademii?
 Chyba jednak nie, bo dobiegł mnie delikatny szum. Postanowiłem dostać się do jego źródła. Zacząłem podążać w stronę dźwięku, ale coś wyrwało mnie ze Snu. Prędzej niż zwykle skończył się. Zazwyczaj błądziłem długo po wąskich korytarzykach, szukając czegokolwiek, kogokolwiek, ale nigdy nikogo, niczego nie znajdowałem. Otrząsałem się ze Snu, nie zdobywając nic, żadnych wskazówek dotyczących dalszych działań, bo czemuś miało to na pewno służyć.
 Otworzyłem oczy. Przetarłem powieki i podniosłem się z posłania. Poczułem ogromne pragnienie, więc wstałem i skierowałem się w stronę łazienki. W ciemności nie zauważyłem ściany do której miałem bliżej niż myślałem i uderzyłem ciałem w jej gładką i twardą powierzchnię. Coś spadło i potłukło się. Wyszeptałem przeprosiny w stronę tego  czegoś i odwróciłem się. To jednak w tamtym kierunku znajdowała się łazienka…
 Zrobiłem kilka kroków i ogarnęła mnie ciemność. Taki najzwyczajniejszy w świecie, wszechogarniający mrok. Podłoga uciekła mi spod stóp, po czym owionęło mnie świeże powietrze, nie takie jak w Akademii… Te było.. niefiltrowane. Zaraz, chwila, czyżbym był…?
 Otworzyłem oczy, nawet nie zauważyłem, kiedy je zamknąłem.
 Znajdowałem się we wnętrzu czegoś, co świeciło błękitnawym, matowym światłem. Chwila… Te światło! Przekręciłem się – świetlista powłoka znajdowała się wszędzie, gdzie nie sięgnąłbym okiem. To znaczy, że znajdowałem się we wnętrzu kuli. A znałem tylko jedną osobę, której moc okazywała się w taki sposób. Zmieniłem pozycję na klęcząco, co było trudne, gdyż powierzchnia nie miała żadnych chropowatości. Świakula nie posiadała zbyt dużej gęstości, ale i tak nie mogłem z niej wyjść.
 - Sheppa, wypuściłabyś mnie? – wyszeptałem  sennie, bo nie wydawało mi się dobrym pomysłem głośne mówienie.
 Ktoś zaśmiał się w ciemnościach, ale został pacnięty w głowę, wnioskując z odgłosu uderzenia. Rozległo się szuranie kilkunastu stóp, jakby większa grupa osób rozstępowała się. Dreneryies przybyła.
 - Wypuść go, Sheppa.
 Jak fajnie – nareszcie ktoś, kto mógł pomyśleć, jak bardzo mi niewygodnie. Instynktownie poczułem, że kula zbliżyła się do ziemi. Następnie świetlista powłoka zniknęła, a ja leżałem na betonowej powierzchni, oddając szybko. W następnej sekundzie Sheppa podnosiła mnie i przepraszała jednocześnie. Starałem się odróżniać jakiekolwiek słowa, ale nie dałem rady.
 - Ta właściwie… co się dzieje? – nie wiedziałem, co mam zrobić, co powiedzieć. Zadałem najprostsze pytanie, ale Dreneryies i inni długo patrzyli na mnie w milczeniu. Czy ja chciałem za dużo?
 - No, Sheppa, tłumacz mu – Freeshe wyszczerzył się w uśmiechu. Pokrzepiło mnie to. Wolałem się dowiedzieć wszystkiego od kogoś, kto znał mnie już dość długo, niż od osoby, z którą zadawałem się od niespełna dwóch tygodni.
 Poczułem się osaczony, wszyscy stali wokół nas niczym sępy. Rozejrzałem się nerwowo – sam nie wiedziałem, co mam robić. Nerwowo pokręciłem głową. Yavis, widząc moje zachowanie, powiedziała:
 - Może chodźmy patrzeć na platki? Zostawmy ich, niech sobie porozmawiają.
 Byłem jej ogromnie wdzięczny za te słowa, chociaż nie wiedziałem, co to platki.
- Dziękuję – wyszeptałem w stronę dziewczyny, gdy ta, razem z resztą drużyny, skierowała się ku krańcowi… zaraz… tak, dachu! Właśnie dotarło do mnie, że jestem na dachu Akademii!
 - Musisz mi wiele wyjaśnić – rzekłem do Sheppy. Poprawiła włosy z pokrzepiającym uśmiechem.
 Patrzyliśmy się na siebie przez chwilę. Cisza przedłużała się, aż w końcu dziewczyna odezwała się:
 - Wiem, możesz być na mnie zły, ale mogę ci wszystko wyjaśnić! Pytaj o co chcesz! – prawie krzyknęła.
 Przytknąłem palec do ust.
 - Spokojnie, tutaj, na dachu, nikt nie usłyszy nas. Coś zakłóca sygnały urządzeń elektrycznych, więc rejestratory nie działają. Możemy nawet tupać, a i tak nikt nie zareaguje. Tak więc… Krzycz i pytaj. Albo nie! Najpierw pytaj, potem krzycz, dobra? – uśmiechnęliśmy się do siebie.
 Dziewczyna podeszła do skraju dachu. Usiadła ze skrzyżowanymi nogami i pomachała w moim kierunku ręką, żebym podszedł. Uczyniłem to, co ona. Spojrzałem w błękitno zielone niebo z uśmiechem, tak dawno go nie widziałem . Poszukałem wzrokiem pięciu księżyców Vatrixina, po czym zagapiłem się w każdego po kolei. Kilka minut nie mówiliśmy nic, po prostu podziwialiśmy nocne niebo. Gdzieniegdzie leniwie przesuwały się pomarańczowe chmury, kłębiące się majestatycznie.
 - Wyjaśnij wszystko. Od początku – odezwałem się cicho i spokojnie, nadal wpatrzony w nieboskłon. Po tym, jak już poznam prawdę, zapytam się, dlaczego dopiero teraz dowiedziałem się o jej układach, czy jak to tam nazwać, z resztą Droxów.
 - Może ci się wydawać, że zostałeś wykluczony – rozpoczęła od kwestii, o której przed chwilą myślałem – ale tak nie jest. Ja sama dołączyłam do… do Droxów tak naprawdę kilka dni temu. Może opowiem ci moje losy, żebyś łatwiej to zrozumiał.
 Wiedziałam, że ze świakulami mogę zrobić to, co mi się podoba. Po tym, jak odkryłam, że mogę zamykać inne rzeczy w kulach, sama zaczynałam się w nich… chować. To było zabawne – uśmiechnęła się. – Wyobraź to sobie: siedzisz w kuli, która unosi się w powietrzu i możesz nią poruszać. To taka jakby karuzela, ale nie o tym mowa! Poruszałam kulą, przesuwałam ją, ale kiedy chciałam ją przenieść na większą odległość to ona… po prostu pojawiła się w drugim celu w ułamek sekundy po moim poleceniu, rozumiesz?! W ten sposób dowiedziałam się, ze posiadam również dar teleportacji, w dziwnej postaci, ale jednak coś. Nikomu nie powiedziałam o nim, aż do niedawna. Kiedy zabierano mnie do Akademii, opowiedziałam o wszystkim, ale nie o teleportacji. To zostawiłam dla siebie. Czułam, że nie powinnam rozgłaszać wszystkiego.
 Kiedy dołączyliśmy do drużyny, zauważyłam, że w pokoju dziewczyn, na jednej ze ścian, widnieje rysunek przedstawiający budynki Akademii. Na jednym z nich narysowano dach. Postanowiłam poeksperymentować. Zdołałam jeszcze znaleźć zdjęcia przedstawiające mój cel. Wyobraziłam go sobie pewnej nocy, zamknęła się w kuli i puf!, pojawiłam się na dachu Akademii.
 Trochę nie wyszło mi ze współrzędnymi i uwolniłam się ze świakuli kilka metrów nad ziemią. Cała obolała, leżałam bez tchu, aż przyszła Dreneryies. Długo się na mnie patrzyła, a potem pomogła mi wstać. Wyjaśniła mi kilka rzeczy, teraz ja ci je przekażę.
 Droxowie są inni, są… inteligentniejsi pod względem zbiorowym. Już dawno odkryli, ze kilka rzeczy do siebie nie pasuje. Poza tym, nasza Drużyna wspólnymi siłami wychodziła na powierzchnię, nie mogąc wytrzymać w wiecznie zamkniętej Akademii. Wszyscy z Obrony są inni pod względem kilku czynników: nie obchodzą ich zbytnio Starcia, interesują się światem poza Akademią i wydarzeniami związanymi z nią. Inne Drużyny nie mają tak jak my.
 Okazało się, że prawie cała Drużyna niekiedy wychodzi na dach, aby odetchnąć. Nikt nie zauważa ich obecności, gdyż Esmena, ta dziewczyna od elektryki, zawiesza kamery, które pokazują ten sam obraz przez długi czas.
 Jak widzisz… Stworzyliśmy opozycję dla Akademii. Dla wykładowców i ochroniarzy. Jestem ciekawa, co by się stało, gdyby się dowiedzieli o wszystkim…
 Nie odezwałem się. Długo myślałem nad jej słowami. Tak naprawdę, nie chciałem nic mówić, za dużo wszystkiego naraz, a mi trudno było dobrać słowa. Kiedy już myślałem, że będę musiał się odezwać, ab y nie zrobiło się głupio, Sheppa zaklaskała cicho. Spojrzała na mnie z podekscytowaniem i powiedziała:
 - Platki lecą!  
 Pokazała rękę niebo. Na początku nie zauważyłem nic nadzwyczajnego, ale po chwili zrozumiałem powód jej radości. Pośród chmur pojawiały się punkciki światełek, które powoli przesuwały się w stronę dachu. Jak na razie  były daleko, ale szybko się zbliżały. Obserwowaliśmy to w milczeniu, zauroczeni niecodziennym widokiem. Punkcików przybywało, przybliżały się zza chmur w zaskakującym tempie.
 - Co to? – zapytałem zaintrygowany.
 - To platki, takie mało zwierzątka. Nie są z Ziemi, są rdzennymi formami życia. Przelatują nad wyspą już od kilku dni i kierują się w stronę Omayi, tego kontynentu na południu.
 - Ale… przecież nasz kontynent, Estra, jest wolny od nieziemskich zwierząt – odpowiedziałem.
 - Kontynent,  no właśnie. Ale my jesteśmy przecież na wyspie, prawda? I chyba nie muszę ci przypominać, że jesteśmy na pełnym morzu, pomiędzy dwoma kontynentami – Estrą i Omay’ą. Platki to nic, czasami przy brzegach pojawiają się jakieś ogromne stwory grzebiące się w piasku, tak przynajmniej powiedział Nakren, ten śmieszny chłopaczek, który ciągle się śmieje.
 Platków pojawiało się coraz więcej – po kilku minutach całe  niebo jarzyło się od nich. Zlatywały niżej, niektóre przelatywały kilka metrów od naszych głów.
 - Czy mogą nam coś  zrobić? – zapytałem zaniepokojony, odruchowo przybliżając się do Sheppy.
 - Skądże, są niezwykle łagodne! I jedyne w swoim rodzaju! Zresztą, popatrz na nie, albo nie! Ja ci pokażę!
 Podniosła się z płaszczyzny dachu i przebiegła kilka metrów, a następnie wyskoczyła w powietrze. Chwilę potem wracała do mnie z platkiem w ręku.
 W jej dłoniach wiercił się mały stworek. Dokładnie go obejrzałem: był półprzezroczysty. Jednak zdziwiła mnie jego budowa. Jego ciało składało się z łapki z kilkoma mackami oraz pęcherza wypełnionego jakimś błyszczącym gazem.
 - Widzisz? Za pomocą tego „balonika” poruszają się w powietrzu. Ta torebeczka jest większa od reszty ciała i unosi go w powietrzu. Sprytnie, nieprawdaż? To ten gaz fosforyzuje w ciemności. Coś pięknego!
 Wypuściliśmy stworzonko, po czym obserwowaliśmy niebo do przyjścia Dreneryies.
 - Wracamy – powiedziała do nas w ciemności. Trochę się zasiedzieliśmy! Musicie się wyspać! Reszta grupy już została przeteleportowana przez Nasye i Angalę. Odstaw go do sypialni, dobrze? – Przywódczyni uśmiechnęła się. Sheppa pokiwała głową.
 - Tak właściwie, nigdy nie byłaś u chłopaków w pokoju, ale wiesz, gdzie co się znajduje? Nie wpadnę na nic? – zasypałem ja pytaniami.
 - Pokój żeński i męski nie różnią się niczym tak naprawdę, możesz być spokojny – odpowiedziała Dreneryies za dziewczynę, po czym rozpłynęła się w powietrzu.
 - Gotowy? – Sheppa już szykowała się do czynu przeniesienia mnie do sypialni.
 - Czekaj… Dreneryies teleportuje się?! – nigdy nie miałem okazji dowiedzieć się, jaką moc ma Przywódczyni! Dopiero dzisiaj.
 - Tak, ale potrafi przenosić tylko siebie. Możesz już być cicho? Chce mi się spać, ale muszę odstawić cię z powrotem. A uwierz mi, kiedy nie jestem skoncentrowana, możesz wylądować w ścianie – zirytowała się nieco.
 - Dobrze już, dobrze. Przenoś! – odpowiedziałem.
 Nagle znalazłem się wkuli, a następnie świakula zniknęła i stałem w pokoju, przed swoim łóżkiem.
Spojrzałem na poduszki i dopiero wtedy poczułem zmęczenie i stres, towarzyszący dzisiejszej nocy. Wpadłem na materac półprzytomny i zasnąłem w ułamku sekundy.
 Dzisiaj dużo się zmieniło. Ale wiedziałem jedno – Sheppa pomoże z wszystkim. 
 ________________________________________________
 YAS! Koniec! Myślę, ze się podobało! W końcu coś się dzieje <3 Liczę na komentarze.
 Davirio, twój pomysł z łazienką zaakceptowany! :D
 Coś się nie podobało, a może coś bardzo? Podzielcie się tym w komentarzu!
 Liczę na opinie.... :3  :/
 Dziękuję, że ktoś to czyta!
 Aha, w końcu szablon ogarnięty XD
 No to ostatni raz: PROSZĘ O OPINIĘ! <3
  

7 komentarzy:

  1. Świetnie wszystko się rozwija. Myślałam, że podzielę sobie ten rozdział na dwie części ale ostatecznie tak mnie wciągnęło, że nie umiałam przestać. :)
    Hahah zauważyłam i się uśmiałam :D Fajnie, że to dodałeś :)
    Czekam na następne rozdziały i życzę weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jupiii, kolejny rozdział! :D
    Mnie się tam podobało bardzo, tylko nie skapowałam jednego... Jak on się znalazł na tym dachu?
    Ogółem bardzo ciekawe i coraz bardziej wciągające. ;D Kocham takie elementy prostoty (np. przemówienie Dreneryies), są perełkami. *.*
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział. <3
    Pozdrawiam serdecznie i życzę weny!!! <3 ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... Sheppa złapała go do kuli. A ona umie teleportować kule, prawda? Skojarz to XD

      Usuń
    2. No tak, tak, ale skąd wiedziała gdzie on się aktualnie znajduje?
      Bo jestem nieogarnięta. XD

      Usuń
    3. Może byś stworzył jakces legendy które Dreneryies opowie dla CAŁEJ DRUŻYNY bo nie można tak na prawdę o nich mówić i wtedy będą coś planować by uciec? Uciec z akademi?

      Usuń
    4. Wreszcie zaczęło się coś dziać. Rozdział jeden z najciekawszych, ale nie mój ulubiony. Co do tego, że Dreneryies miałaby opowiedzieć jakąś historię swojej drużynie to jestem za, tylko żeby to nie kolidowało z następnymi wydarzeniami ;) Tylko czekam na jedną rzecz, a mianowicie, żeby bohaterowie przestali być tacy sztywni :/ Cheppa niby jest spoko ale jak dla mnie nie daj emocji, może to przez to że jest pod presją :D Czekam aż bohaterowie się wyluzują. Ogółem bardzo ciekawe i świetna historia, czekam na dalszy ciąg / M

      Usuń
  3. Świetny! Super, super, super. Ale kolejny napisz oczami Sheppy. I fajnie by było jakby wybudowali im basen w budynku. Albo coś innego fajnego.

    OdpowiedzUsuń