Odrobina światła,
która przeświecała przez szczeliny w ścianach, dodawała otuchy. Byłem sam w
korytarzu. Przeczuwałem, że powoli zbliżam się do końca. I miałem rację, bo po
kilku sekundach stanąłem kilka centymetrów od zasuniętych wrót ze stali.
Nie wiedziałem, co
mam teraz zrobić. Przejścia nie dam rady otworzyć, nie posiadam mocy o takich
kwalifikacjach.
I co teraz?
Odpowiedź pojawiła
się po sekundzie. Podłoga zaszumiała, rozsunęły się płyty i ze środka wychynęło
podłużne cielsko najeżone wieloma wyrostkami.
Długie zwoje ciała
wypływały z dziury, a ja wiedziałem, że wesoło nie będzie. Nie z taką ilością
mięsa. Dostrzegałem coraz więcej szczegółów: okrągły otwór gębowy bez
wyróżnionych szczęk, a jedynie rura wypełniona szpikulcami, wszędobylskie
wyrostki i macki oraz śluz, który wydobywał się z otworów po bokach ciała.
Poczułem wszechogarniające obrzydzenie. Jak ja sobie z tym czymś poradzę?
Kompletnie nie miałem
pomysłu, w jaki sposób sobie poradzić. Domyślałem się, że najpewniej nikt mi
nie pomoże, jeżeli czegoś nie uczynię w kierunku przeżycia.
Tymczasem monstrum
rozkładało się, dosłownie. Osiedlało się w kątach, zagospodarowywało w
szczelinach. Czułki i inne obrzydlistwa przysysały się do ścian, dając stabilną
pozycję zwierzęciu. A ja stałem niczym idiota i przyglądałem się jego czynom.
Powinienem coś wymyślić!
A może jednak lepiej,
żebym coś wymyślił?
Postanowiłem działać
instynktownie.
Kreatura zasyczała,
zwracając kilka wolnych wyrostków w moją stronę. Coś mi w głowie podpowiadało,
że nie chciała się ze mną zaprzyjaźnić. A szkoda, bo uroczo wyglądała…
Sięgnąłem wyobraźnią
w głąb pamięci. Tak po prostu. W ten sposób rozpoczynam korzystanie z mocy.
W moim umyśle pojawił
się obraz rzeczywistości. Dokładnie taki jak w realnym świecie. Widziałem wszystko
z niezwykłą dokładnością. Teraz tylko musiałem dosięgnąć cząstki istoty
naprzeciwko mnie. Łatwo poszło. Poczułem, kiedy mój umysł dotknął instynktu
potwora. Nic się nie stało. Stwór jedynie znieruchomiał zaciekawiony.
Otworzyłem oczy.
Wiedziałem, co teraz. Czas na moją największą broń – iluzję. Wyobraziłem sobie
kilkanaście wersji swojej osoby. Monstrum zamruczało zaniepokojone. W tamtym
momencie wokół niego pojawiło się wiele nowych stworzeń, których wcześniej nie
było.
Jednak potwór nie
przeraził się, po prostu znieruchomiał. A potem zapanowało piekło.
Kilkanaście macek
naraz wystrzeliło w kierunku pustych, wyimaginowanych kukieł. Pod wpływem
dotknięcia rozpływały się, więc ciągle musiałem tworzyć nowe. Wciąż więcej i
więcej. W tamtej chwili dotarło do mnie, że długo tak nie wytrzymam. Kiedyś
któryś z wyrostków dotknie mnie, a nie chciałbym aby tak się stało.
Wpadłem na pomysł.
Zauważyłem, że zwierzę wisi nad ziemią przyczepione swoimi niby-kończynami.
Jeślibym jej jakoś odciął to spadłoby na podłogę, a potem długo wspinałoby się
z powrotem. Miałbym czas na atak.
Hm… Wprawiłem moje
kopie w ruch w kierunku zagrożenia. Miałem rację, to dobry pomysł. Grupy macek
wystrzeliwały w stronę nieistniejących intruzów, a potwór nie nadążał po ataku
przymocowywać ich. Powoli tracił siły – w końcu ile można opierać się na
mackach, których stopniowo ubywa?
Widziałem jak jego
cielsko drży. Długo już nie wytrzyma. Tym razem też miałem rację!
Rozległ się huk i
zwoje ciała spadły na ziemię. Wizg, który się rozległ podczas uderzania o ziemię,
niemal rozerwał mi uszy. To było straszne! Wyłączyłem moc, po czym spojrzałem
na leżącą bezwładnie kreaturę.
Z otworów po bokach
tułowia wyciekał śluz, tworząc kałuże okropnie cuchnącej cieczy. Macki
zastygały. Po chwili miałem przed sobą ogromne ścierwo. Koniec testu.
Wrota rozsunęły się.
Wypadłem przez nie do oświetlonego pomieszczenia, w którym już czekali na mnie
Przywódcy drużyn. Usiadłem przed nimi, gdyż ze stresu niesamowicie trzęsły mi
się kolana. Przez chwilę patrzyłem im po kolei w oczy, a oni mi.
Pierwszy odezwał się
smukły chłopak:
- Masz ogromny
potencjał. Dobrą logikę i świetne pomysły. Przez cały czas, kiedy walczyłeś, a
ja cię obserwowałem – wskazał na ekran, na którym widać było korytarz będący
areną mojej walki – myślałem sobie: „Musisz trafić do mnie”. Pomogę ci rozwinąć
moc jeszcze bardziej, rozpoczniesz pilną naukę! Czy chciałbyś dołączyć do mojej
drużyny, Ataku, inaczej Ergów? Byłbyś wśród swoich!
- Och, przestań Harv!
Nikogo nie obchodzą twoje przemowy. Możesz gadać, ile chcesz, ale i tak nikt
cię nie posłucha. A co do ciebie – Dreneryies, bo ona teraz mówiła, wskazała na
mnie palcem. – Chodź do mnie!
Byłem oszołomiony.
Ledwo rozróżniałem słowa.
Stojący z boku
chłopak odezwał się:
- Dren, nie możesz
tak po prostu wziąć sobie drugiego Mocnego pod rząd. Ta dziewczyna wytwarzająca
kule światła powinna ci wystarczyć!
Na te słowa
zareagowałem z ożywieniem. Sheppa trafiła do Droxów! Niewiele się namyślając,
wypaliłem:
- Droxowie, wybieram
Droxów!
Przywódcy
jednocześnie spojrzeli na mnie. Większość mała kwaśne miny na twarzach, ale
Dreneryies uśmiechała się szeroko.
- Witam w Obronie,
czyli wśród Droxów!Tam, za tamtymi drzwiami – wskazała wyjście z pomieszczenia –
czekają ludzie, którzy pomogą ci w razie jakiegokolwiek problemu! Do potem!
Podniosłem się i
chwiejnie przeszedłem na druga stronę.
- Lox! Lox!
Sheppa wpadła w moje
objęcia niczym magnes. Wtuliła się, po czym szepnęła:
- Droxowie?
- Droxowie.
Usiedliśmy pod ścianą
i po prostu odpoczywaliśmy. Przyjąłem wodę od pielęgniarza. Niczego więcej nie
było mi potrzeba. Wystarczyła obecność Sheppy.
_________________________________________________________
Wiem, jak zwykle krótko! :p
Ale jak się podobało?
PS: W ten weekend pojawi się jeszcze jeden rozdział :D
Skomentujcie to jakoś, jeśli czytacie :D
Skomentujcie to jakoś, jeśli czytacie :D
Zaaaa krótko! :D
OdpowiedzUsuńA podobało się bardzo. Czekam niecierpliwie na następny rozdział :)
Jak zawsze :D
UsuńDziękuję <3
Naprawdę świetnie piszesz. ^^
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział!! :DDD
Dzięki <3
UsuńNastępny już niebawem :3
Krótko ale na temat. Mam nadzieje, że następny rozdział będzie dłuższy :) Życzę weny i zapraszam do mnie http://alex2708.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń