- Stój – odrzekł pan
Grimp, podchodząc do jednego z biurek stojących pod ścianą, po czym wziął z
niego czarny komputer, który był większy niż moja głowa, ale cieńszy niż ręka
małego dziecka. – Wiem, że nie chciałaś tu przybyć, ale ja tego chciałem.
Spojrzałam na jego postać,
która górowała nade mną dobre pół metra. Ja na pewno nie byłam niska, to on był
olbrzymem. Gdyby chciał teraz wyjść, musiałby schylić się, żeby przejść przez
drzwi. Więc… może mam szansę, żeby uciec i nie pokazać swoich umiejętności
teleportacji. Na pewno znajdę jakieś wyjście, a jak nie, to schowam się i
spróbuję przeteleportować się do pokoju dziewczyn.
- Nie ma tutaj
wyjścia. Nie wydostaniesz się też stąd. Nawet gdybyś chciała – wykładowca znowu
odezwał się, kierując się w stronę rzędu komputerów.
- Ale… to znaczy, że
to nie moja wina? – czułam się coraz bardziej zagubiona. Przestałam wycofywać
się. Stanęłam tuż przed starymi drzwiami. Serce wbrew mojej woli zaczęło szybko
bić. Starałam się przypomnieć sobie o sposobie zapanowania nad nerwami, których
nauczyłam się na treningach, ale wszystko wyparowało mi z głowy niczym woda z
rozpalonego garnka. Moje ręce podświadomie zacisnęły się w pięści, gotowe do
wytworzenia kul światła, którymi mogłabym rozwalić mojego wykładowcę.
- Spokojnie… Mogłabyś
nie próbować mnie zabić? Jak na razie nic ci nie zrobiłem. Mógłbym liczyć na to
samo? – rzekł pan Grimp, nie odwracając się do mnie, wpatrzony w ekrany
nowoczesnych urządzeń.
- Nie… dopóki nie
dowiem się, co ja tu robię – odparowałam, zbierając całą swoją odwagę. Jeżeli
ma zamiar mnie przetrzymywać tutaj, to najpierw powinnam dostać wyjaśnienia. A
jak nie…
- Powtarzam:
spokojnie. Nie chcę cię skrzywdzić, chcę ci pomóc – mężczyzna dzielił swoją
uwagę na mnie i na wciskanie klawiszy na klawiaturze. Może miałam jakąkolwiek
szansę na ucieczkę? - Nie radzę.
Jego słowa przecięły
delikatny szum urządzeń. Wiedziałam, że dotyczyły one mnie. Może był Mocnym i
czytał mi w myślach?
- Nie jestem Mocnym.
Nie próbuj zabić mnie świakulą, bo źle się to skończy… dla ciebie – ze śmiertelnie poważną miną
spojrzał na mnie, odwracając na chwilę wzrok od jasnych monitorów.
Poczułam się
kompletnie opuszczona. Na pewno kłamał, w końcu czytał w moich myślach. Postanowiłam
jednak nie działać zbyt pochopnie i poczekać, co będzie dalej…
Mężczyzna podszedł do
białego stołu o zaokrąglonych bokach w rogu i usiadł na jednym z trzech metalowych
krzeseł. Ruchem ręki wskazał mi miejsce obok siebie, a ja posłusznie
przysiadłam na skraju mebla, niecierpliwiąc się i czekając na wyjaśnienia.
- To, co teraz
usłyszysz, może zburzyć ci twoje szczęśliwe i błogie życie.. – zaczął mężczyzna.
- A można tak bez
kwiecistych przemów? Bo trochę mi się spieszy do pokoju, a poza tym jestem
głodna i niedługo kolacja – byłam bezczelna i miałam nadzieję, że nie będę
musiała tego żałować. – Poproszę tak prosto z mostu.
- Na pewno?
- Tak.
Przyjrzałam się
twarzy mojego wykładowcy. Miał ostre rysy, ale szeroki nos oraz prawie łysą
głowę. Ręce trzymał na stole, tuż przy małym, płaskim komputerze. Jego szary
kombinezon w szerokie pasy na żebrach opinał chude ciało wyprostowane do
niemożliwości. Mężczyzna patrzył w ścianę przed nami, dobierając w myślach
słowa.
- Zostałaś porwana –
powiedział po krótkiej chwili.
- Co? – pochyliłam się w stronę pana Grimpa
zupełnie nieświadomie.
- Chciałaś prosto z
mostu. To masz. Czy mogę dalej wyjaśniać? – zapytał, wstukując jakieś polecenie
do komputera i spoglądając co chwilę na mnie, doczekując się odpowiedzi.
- Proszę bardzo. Tylko szybko, bo jeszcze dzisiaj
chciałabym wrócić do Akademii.
Mój głos był zupełnie
wyzuty z emocji. Nie okazywałam swoich uczuć, bo zrobiłoby się podejrzane,
gdybym zaczęła kipieć złością. Pomyślałam, że najpierw dam szansę na
wyjaśnienia, a potem zwieję, ale już w następnej chwili zorientowałam się, że
znają moje myśli. Na potwierdzenie moich przemyśleń facet obok mnie pokiwał
głową.
- Otóż nie masz już
gdzie wracać. Zostałaś porwana. Już nie ma odwrotu.
Mężczyzna potwierdził
moje obawy. Mogę już nigdy nie zobaczyć Loxa, Yavis, Owye’a i Mye oraz innych z
mojej drużyny. Poczułam, że moc w moim umyśle zaczyna buzować niepowstrzymanie.
Samotność i złość wydobyły się na wierzch gotowe dokonać spustoszenia, jakiego
jeszcze nikt nie widział.
- No to chyba źle.
Dla was – słowa przecisnęły się przez moje usta z trudem. Potem wstałam i
kopnęłam krzesło, po czym uniosłam ręce. – Będzie fajnie.
Nigdy wcześniej
podczas używania mocy nie targały mną tak silne emocje. Nic dziwnego, że
potrafiłam większą ilość kuli naraz niż wcześniej. W ułamku sekundy zabłysło
wokół mnie około trzydziestu świakul, które wirowały wokół własnych osi, z
ogromna prędkością płynąc przez przestrzeń pomieszczenia. Jedna z kul prawie
uderzyła w pana Grimpa. Nie wiem, czy przeżyłby zderzenie, ale nie obchodziło
mnie to. Jeśli to, co mówił, było prawdą – pożałuje tego. Jeśli to jakiś żart,
będzie żałował dwa razy bardziej.
W moim umyśle
wszystko stało się czyste i klarowne dzięki użyciu mocy. Myśli rozdzieliły się,
tworząc ścieżkę, którą mogłam podążać bez przeszkód. Nie musiałam zastanawiać
się nad tym, co robię. Wszystko działo się instynktownie: gęstość kul, ich
prędkość i wielkość. Byłam pewna zwycięstwa do czasu, kiedy czyjaś obecność w
moim umyśle nie zburzyła moich działań. Czarne i oślizgłe macki czyjejś
świadomości dotarły do moich planów, rozdrabniając je. Poczułam jak padam na
podłogę, uderzając plecami o zimną podłogę. W tamtej chwili zapomniałam, co
miałam zrobić, więc leżałam nieruchomo, ciężko oddychając. Nie miałam
kompletnie myśli – jakakolwiek się pojawiała, natychmiast znikała, pochłonięta
przez obcy umysł w mojej głowie. Nie byłam zdolna do niczego. Działały jedynie
zmysły. Usłyszałam tupot stóp – ktoś wbiegł do pomieszczenia. Przymknęłam oczy,
chcąc odciąć się od wszystkiego. Zanim zapadłam się w nicość, usłyszałam głos
chłopaka:
- Mogłem jej tego nie
robić, mogłem po prostu zatrzymać jej świadomość, a nie wymazywać myśli.
Przepraszam!
- Dobrze się trzyma,
jeszcze żyje. Zabierzcie ja na oddział chorych, szybko! – krzyknęła kolejna
osoba.
W moich myślach
pojawiła się jeszcze twarz chłopaka z białym podpisem: „wybacz”. Resztkami sił stworzyłam obrazek z napisem: „spieprzajcie
wszyscy”.
I nastąpił mrok.
__________________________________________________________
No dzisiaj króciutko! Jak się podoba? :D
Jeeeeej! :DDD
OdpowiedzUsuńJest genialnie. :)
No, oczywiście bez wulgaryzmu byłoby lepiej. ;)
Czeekaaam. ^^
A ja i tak wiernie czekam.^^
OdpowiedzUsuńTrochę nienaturalna wydaje mi się konstrukcja wielu zdań: najpierw czasownik, potem „się”. Oczywiscie nie we wszystkich przypadkach, tylko w paru miejscach kuje to w oczy. Poza tym ciekawie, zastanawiam się kto jest w to zamieszany.
OdpowiedzUsuń*kłuje
Usuń