niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział IX

 d - Ja wszystko wytłumaczę, naprawdę! Nie pchałam się tutaj ani nic, ja po prostu pojawiłam się tutaj! – zaczęłam ostrożnie wycofywać się. Nie wiedziałam, co zrobi wykładowca. Przecież znalazłam się tu, w tym miejscu, zupełnie nieproszona. Może to moja wina, bo nie opanowałam do końca sztuki teleportacji?
 - Stój – odrzekł pan Grimp, podchodząc do jednego z biurek stojących pod ścianą, po czym wziął z niego czarny komputer, który był większy niż moja głowa, ale cieńszy niż ręka małego dziecka. – Wiem, że nie chciałaś tu przybyć, ale ja tego chciałem.
 Spojrzałam na jego postać, która górowała nade mną dobre pół metra. Ja na pewno nie byłam niska, to on był olbrzymem. Gdyby chciał teraz wyjść, musiałby schylić się, żeby przejść przez drzwi. Więc… może mam szansę, żeby uciec i nie pokazać swoich umiejętności teleportacji. Na pewno znajdę jakieś wyjście, a jak nie, to schowam się i spróbuję przeteleportować się do pokoju dziewczyn.
 - Nie ma tutaj wyjścia. Nie wydostaniesz się też stąd. Nawet gdybyś chciała – wykładowca znowu odezwał się, kierując się w stronę rzędu komputerów.
 - Ale… to znaczy, że to nie moja wina? – czułam się coraz bardziej zagubiona. Przestałam wycofywać się. Stanęłam tuż przed starymi drzwiami. Serce wbrew mojej woli zaczęło szybko bić. Starałam się przypomnieć sobie o sposobie zapanowania nad nerwami, których nauczyłam się na treningach, ale wszystko wyparowało mi z głowy niczym woda z rozpalonego garnka. Moje ręce podświadomie zacisnęły się w pięści, gotowe do wytworzenia kul światła, którymi mogłabym rozwalić mojego wykładowcę.
 - Spokojnie… Mogłabyś nie próbować mnie zabić? Jak na razie nic ci nie zrobiłem. Mógłbym liczyć na to samo? – rzekł pan Grimp, nie odwracając się do mnie, wpatrzony w ekrany nowoczesnych urządzeń.
 - Nie… dopóki nie dowiem się, co ja tu robię – odparowałam, zbierając całą swoją odwagę. Jeżeli ma zamiar mnie przetrzymywać tutaj, to najpierw powinnam dostać wyjaśnienia. A jak nie…
 - Powtarzam: spokojnie. Nie chcę cię skrzywdzić, chcę ci pomóc – mężczyzna dzielił swoją uwagę na mnie i na wciskanie klawiszy na klawiaturze. Może miałam jakąkolwiek szansę na ucieczkę? -  Nie radzę.
 Jego słowa przecięły delikatny szum urządzeń. Wiedziałam, że dotyczyły one mnie. Może był Mocnym i czytał mi w myślach?
 - Nie jestem Mocnym. Nie próbuj zabić mnie świakulą, bo źle się to skończy…  dla ciebie – ze śmiertelnie poważną miną spojrzał na mnie, odwracając na chwilę wzrok od jasnych monitorów.
 Poczułam się kompletnie opuszczona. Na pewno kłamał, w końcu czytał w moich myślach. Postanowiłam jednak nie działać zbyt pochopnie i poczekać, co będzie dalej…
 Mężczyzna podszedł do białego stołu o zaokrąglonych bokach w rogu i usiadł na jednym z trzech metalowych krzeseł. Ruchem ręki wskazał mi miejsce obok siebie, a ja posłusznie przysiadłam na skraju mebla, niecierpliwiąc się i czekając na wyjaśnienia.
 - To, co teraz usłyszysz, może zburzyć ci twoje szczęśliwe i błogie życie.. – zaczął mężczyzna.
 - A można tak bez kwiecistych przemów? Bo trochę mi się spieszy do pokoju, a poza tym jestem głodna i niedługo kolacja – byłam bezczelna i miałam nadzieję, że nie będę musiała tego żałować. – Poproszę tak prosto z mostu.
 - Na pewno?
 - Tak.
 Przyjrzałam się twarzy mojego wykładowcy. Miał ostre rysy, ale szeroki nos oraz prawie łysą głowę. Ręce trzymał na stole, tuż przy małym, płaskim komputerze. Jego szary kombinezon w szerokie pasy na żebrach opinał chude ciało wyprostowane do niemożliwości. Mężczyzna patrzył w ścianę przed nami, dobierając w myślach słowa.
  - Zostałaś porwana – powiedział po krótkiej chwili.
  - Co? – pochyliłam się w stronę pana Grimpa zupełnie nieświadomie.
 - Chciałaś prosto z mostu. To masz. Czy mogę dalej wyjaśniać? – zapytał, wstukując jakieś polecenie do komputera i spoglądając co chwilę na mnie, doczekując się odpowiedzi.
 - Proszę  bardzo. Tylko szybko, bo jeszcze dzisiaj chciałabym wrócić do Akademii.
 Mój głos był zupełnie wyzuty z emocji. Nie okazywałam swoich uczuć, bo zrobiłoby się podejrzane, gdybym zaczęła kipieć złością. Pomyślałam, że najpierw dam szansę na wyjaśnienia, a potem zwieję, ale już w następnej chwili zorientowałam się, że znają moje myśli. Na potwierdzenie moich przemyśleń facet obok mnie pokiwał głową.
 - Otóż nie masz już gdzie wracać. Zostałaś porwana. Już nie ma odwrotu.
 Mężczyzna potwierdził moje obawy. Mogę już nigdy nie zobaczyć Loxa, Yavis, Owye’a i Mye oraz innych z mojej drużyny. Poczułam, że moc w moim umyśle zaczyna buzować niepowstrzymanie. Samotność i złość wydobyły się na wierzch gotowe dokonać spustoszenia, jakiego jeszcze nikt nie widział.
 - No to chyba źle. Dla was – słowa przecisnęły się przez moje usta z trudem. Potem wstałam i kopnęłam krzesło, po czym uniosłam ręce. – Będzie fajnie.
 Nigdy wcześniej podczas używania mocy nie targały mną tak silne emocje. Nic dziwnego, że potrafiłam większą ilość kuli naraz niż wcześniej. W ułamku sekundy zabłysło wokół mnie około trzydziestu świakul, które wirowały wokół własnych osi, z ogromna prędkością płynąc przez przestrzeń pomieszczenia. Jedna z kul prawie uderzyła w pana Grimpa. Nie wiem, czy przeżyłby zderzenie, ale nie obchodziło mnie to. Jeśli to, co mówił, było prawdą – pożałuje tego. Jeśli to jakiś żart, będzie żałował dwa razy bardziej.
 W moim umyśle wszystko stało się czyste i klarowne dzięki użyciu mocy. Myśli rozdzieliły się, tworząc ścieżkę, którą mogłam podążać bez przeszkód. Nie musiałam zastanawiać się nad tym, co robię. Wszystko działo się instynktownie: gęstość kul, ich prędkość i wielkość. Byłam pewna zwycięstwa do czasu, kiedy czyjaś obecność w moim umyśle nie zburzyła moich działań. Czarne i oślizgłe macki czyjejś świadomości dotarły do moich planów, rozdrabniając je. Poczułam jak padam na podłogę, uderzając plecami o zimną podłogę. W tamtej chwili zapomniałam, co miałam zrobić, więc leżałam nieruchomo, ciężko oddychając. Nie miałam kompletnie myśli – jakakolwiek się pojawiała, natychmiast znikała, pochłonięta przez obcy umysł w mojej głowie. Nie byłam zdolna do niczego. Działały jedynie zmysły. Usłyszałam tupot stóp – ktoś wbiegł do pomieszczenia. Przymknęłam oczy, chcąc odciąć się od wszystkiego. Zanim zapadłam się w nicość, usłyszałam głos chłopaka:
 - Mogłem jej tego nie robić, mogłem po prostu zatrzymać jej świadomość, a nie wymazywać myśli. Przepraszam!
 - Dobrze się trzyma, jeszcze żyje. Zabierzcie ja na oddział chorych, szybko! – krzyknęła kolejna osoba.
  W moich myślach pojawiła się jeszcze twarz chłopaka z białym podpisem: „wybacz”.  Resztkami sił stworzyłam obrazek z napisem: „spieprzajcie wszyscy”.
 I nastąpił mrok.
 __________________________________________________________
 No dzisiaj króciutko! Jak się podoba? :D
  

4 komentarze:

  1. Jeeeeej! :DDD
    Jest genialnie. :)
    No, oczywiście bez wulgaryzmu byłoby lepiej. ;)
    Czeekaaam. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja i tak wiernie czekam.^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę nienaturalna wydaje mi się konstrukcja wielu zdań: najpierw czasownik, potem „się”. Oczywiscie nie we wszystkich przypadkach, tylko w paru miejscach kuje to w oczy. Poza tym ciekawie, zastanawiam się kto jest w to zamieszany.

    OdpowiedzUsuń